Luboń Wielki 04.10.2020.

Co prawda byliśmy już w tym roku (końcem lutego) na Luboniu Wielkim, ale było to w innych warunkach i zejście było inną trasą, postanowiliśmy więc pójść tam ponownie. I to był bardzo dobry pomysł. Zebrała się całkiem liczna grupa (jak na warunki Covidowe), pogoda zapowiadała się świetnie – nic tylko jechać. Więc pojechaliśmy.

Podejście piesze rozpoczęliśmy na parkingu pod Luboniem Małym. Stąd, początkowo trochę stromo, później dłużej dość łagodnie i na koniec znów nieco ostrzej w górę, doszliśmy do schroniska PTTK na szczycie Lubonie Wielkiego. Schronisko, ze względu na obostrzenia, funkcjonowało tylko w zakresie gastronomii i to z konsumpcją na zewnątrz (obsługa klientów była prowadzona w wejściu). Krystian opowiedział o tym, co widać i o schronisku, usiedliśmy na ławach i przeżywaliśmy piękne chwile z dala od problemów tego świata. Było ciepło, słonecznie, widokowo, niezbyt tłoczno – warunki w sam raz na dłuższy odpoczynek przy jakimś daniu lub napoju. Jednak nawet najprzyjemniejsze chwile kiedyś się kończą – trzeba było ruszać dalej. A dalej było zejście Percią Borkowskiego. To wyjątkowo atrakcyjna ścieżka w skali Beskidów: z początku bardzo stroma, wiodąca po kamieniach i korzeniach, potem prowadząca między wychodniami skalnymi a wreszcie przemierzająca jeden z nielicznych terenów w Beskidach pokryty rumowiskiem skał. Dalej jest już spokojnie. Zawsze chętnie pokonuję tą drogę, choć wolę nią chodzić w górę. Ale w tym dniu mieliśmy taki program i zejście też mi się podobało. Zarówno na szczycie, jak i schodząc spotkaliśmy wielu turystów, w tym także rodziny z dziećmi a nawet z pieskami (podobno sobie radzą w górach). Po wyjściu z lasu była jeszcze okazja do krótkiej przerwy i podziwiania widoku Gorców i wreszcie dotarliśmy do Rabki Zarytego, gdzie czekał na nas busik.

Powrót do Chrzanowa był dość szybki – w domach byliśmy niezbyt późno, bardzo zadowoleni z wycieczki w piękną niedzielę.

KP.