Morskie Oko 12.01.2020

Morskie Oko 12.01.2020

Zawsze są chętni, żeby wybrać się nad Morskie Oko i tym razem znów wyjechał z Chrzanowa prawie pełen autokar. A warto było, bo już od rana zapowiadał się piękny dzień.

Kiedy dojechaliśmy na parking na Palenicy Białczańskiej było tam już sporo samochodów osobowych i spore zaspy śnieżne na trawniczkach oddzielających poszczególne pola parkingu, tak więc autokary były wyganiane – niech sobie radzą. I Wiesiek sobie poradził, bo jakie miał wyjście.

A my ruszyliśmy znaną chyba wszystkim drogą w gęstniejącym tłumie turystów i spacerowiczów. Co jakiś czas mijały nas sanie wiozące bardziej leniwych amatorów górskich widoków. A widoki były wspaniałe. Niebo prawie bez chmurek, promienie słoneczne oświetlające ośnieżone szczyty i turnie – po prostu: bajka. Nie musieliśmy się spieszyć, bo wiedzieliśmy, że czasu wystarczy na spokojne przejście z kontemplacją widoków. Z przystankami przy Wodogrzmotach Mickiewicza i na polanie Włosienica (tu w bufecie można było zjeść coś bez kolejki) dotarliśmy wreszcie nad Morskie Oko. I tu pojawia się zachwycający widok na zamarzniętą połać stawu i na jego otoczenie: Miedziane, Micha, Cubrynę, Mięguszowieckie, Rysy … Warto było poświęcić chwilę na obserwację uwijających się przed schroniskiem orzechówek poszukujących pożywienia.

Dwie panie z naszej grupy zdecydowały się na podejście nad Czarny Staw i zrealizowały to zamierzenie. Pozostali odwiedzili schronisko PTTK. A w schronisku, jak zawsze – tłum. Trudno było znaleźć miejsce siedzące, kolejka do kuchni liczyła kilkanaście osób. Dodatkową atrakcją była ekipa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z puszką – wypadało coś wrzucić.

O umówionej porze zebraliśmy się przed schroniskiem, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy w dół. Zadziwiające było, że nawet o 15,00, kiedy do zachodu Słońca pozostało nieco ponad godzinę, w górę szli jeszcze kolejni spacerowicze, nawet z dziećmi w wózkach. Nawet, jeśli liczyli na powrót saniami, to musiało to być w ciemnościach. Ale my dotarliśmy na parking jeszcze przy pełnym świetle. Powrót bocznymi dróżkami (przez Czarny Dunajec, Jabłonkę i Zawoję) umożliwił nam uniknięcie korków na Zakopiance, tak więc do Chrzanowa dotarliśmy o przyzwoitej porze, pełni zachwytu, wspominając cudowne widoki tatrzańskie.

KP.