Relacje 2024

Ścieżka nad Reglami 24.03.2024.

Na wczesną wiosnę przejście ścieżką nad Reglami jest pomysłem bezpiecznym i atrakcyjnym. Tego roku wiosna przyszła wcześniej i wiele śniegu w Tatrach stopniało ale krótko przed naszą wycieczką spadł nowy. W drodze do Zakopanego Tomek sugerował, że chyba na miesiąc przed planowanym terminem będziemy mieli wycieczkę na krokusy, ale jednak hala Kalatówki, gdzie się ich spodziewaliśmy, była pokryta warstwą świeżego puchu. Zacznijmy jednak od początku, czyli od parkingu pod skocznią. Stąd ruszyliśmy aleją Przewodników Tatrzańskich do Kuźnic i dalej, w kierunku Kalatówek. Jeszcze przed pustelnią św Brata Alberta zatrzymaliśmy się, by umożliwić chętnym krótką wizytę w tym obiekcie i wkrótce dotarliśmy do hotelu górskiego Kalatówki. Tu warto było zatrzymać się na kilkanaście minut, by usiąść, zjeść kanapkę, wypić kilka łyków herbaty, spojrzeć na otaczające szczyty i zrobić kilka zdjęć. Słoneczna pogoda sprzyjała fotografom.

Po dłuższej chwili ruszyliśmy na szlak. Ścieżka nad Reglami nie jest zbyt wymagająca fizycznie – podejścia są niezbyt strome. W kilku miejscach warto się zatrzymać, by podziwiać coraz nowe widoki. Na odcinku od górnej części Doliny Białego śnieg był ubity i nawet wyślizgany, tak, że warto było założyć raczki. Wreszcie dotarliśmy do Czerwonej Przełęczy i po chwili odpoczynku na Sarnią Skałę. Tu znów fotoamatorzy mieli okazję do działania.

Potem pozostało nam zejście do Doliny Strążyskiej – trochę strome, ale bez przesady. Przy herbaciarni Parzenica znów uzupełniliśmy płyny i kalorie a chętni (większość) przeszli do wodospadu Siklawica.

Doliną Stążyską powróciliśmy do cywilizacji. Jeszcze tylko przejście Drogą pod Reglami – obok wyloty Dolinki ku Dziurze, Wodospadu Spadowiec i wylotu Doliny Białego – i już dotarliśmy pod skocznię. Mieliśmy tu czas na wizytę w jednym z działających tu lokali gastronomicznych. O umówionej porze zebraliśmy się wszyscy w autokarze by wrócić do domu.

Wycieczka udała się wspaniale, trasa była zaplanowana w sam raz na tę porę roku, pogoda była doskonała, szczególnie w porównaniu z niezachęcającymi prognozami. Czego więcej chcieć ?

KP.

Spacer po okolicy – Morze Chechlane 23.03.2024.

Na kolejny spacer po okolicy Chrzanowa, zainicjowany przez zarząd koła Fablok a prowadzony przez Jurka zebrało się, mimo nieprzyjemnej pogody na powitanie – 11 osób.

Na szczęście drobna mżawka skończyła się zanim ruszyliśmy na trasę, wkrótce niebo rozchmurzyło się i pojawiło się Słońce.

A my rozpoczęliśmy spacer od przystanku autobusów lokalnych na Maniskach i położonych niedaleko pozostałości dawnego szybu górniczego, nigdy nie dokończonego (podobno osiągnął głębokość 70 m i został porzucony ze względu na zalewanie wodami pobliskiego Chechła). Potem przeszliśmy na południe i weszliśmy w las, by dojść do źródełka, z którego liczni okoliczni (i dalsi) czerpią wodę ceniąc ją za smak i może coś więcej (własności lecznicze ? niepotwierdzone). I tu już byliśmy na dnie doliny Chechła. Jeszcze kilkadziesiąt kroków i doszliśmy do mostku przez rzekę. Jest to niezwykle prymitywny i nadgryziony zębem czasu, nie budzący zaufania obiekt. Nie dziwota, że dwoje naszych uczestników nie zdecydowało się skorzystać z niego. Poszli na północ wzdłuż Chechła po wschodniej stronie. A my, po pokonaniu tej przeszkody wodnej z wykorzystaniem obiektu inżynieryjnego (tak mi się przypomniał język wojskowy) ruszyliśmy w kierunku rozlewiska, które Jurek szumnie nazwał Morzem Chechlanym. Jest to efekt działalności bobrów. Obecnie ich tama, która przyczyniła się do powstania rozlewiska została zniszczona, poziom wody nieco opadł, ale nadal jest tu znaczny teren zalany wodą. Ślady działania bobrów są widoczne i to całkiem świeże. Liczne powalone drzewa, włącznie z sosną o pniu średnicy około pół metra mają charakterystyczne ślady bobrzych zębów zarówno w miejscu przecięcia jak i na pniu, gdzie te gryzonie zjadały korę. Wprawne oko dostrzeże też tropy tych zwierząt na wydeptanych w błocie ścieżkach wiodących do wody. Samych bobrów nie dostrzegliśmy (są płochliwe i przez dzień ukrywają się przed ludźmi) ale udało nam się zaobserwować parę łabędzi i sarnę. No i, oczywiście, jak wszędzie w okolicy, liczne ślady buchtowania dzików. A z roślinek zwróciłem uwagę na drobne, żółtozielone kwiatki śledziennicy skrętolistnej i liczne zawilce gajowe. Idzie wiosna ! A raczej – już przyszła.

Wkrótce dotarliśmy do końca tego rozlewiska i weszliśmy na drogę, tuż przy dawnym młynie w Żarkach. Mimo znacznego zniszczenia obiektu ciągle da się dostrzec charakterystyczne cechy młyna: pozostałość młynówki – kanału doprowadzającego wodę z głównego koryta Chechła, resztki koła młyńskiego. Szkoda, że tak rzadki obiekt niszczeje bez czyjejkolwiek opieki.

Po zrobieniu kilku zdjęć przeszliśmy przez drogę, by dalej podążać wzdłuż Chechła. Na północ od szosy jest drugie rozlewisko, również dzieło bobrów. Tu powierzchnia wody jest jeszcze większa. Na skarpie nad rozlewiskiem przysiedliśmy na dłuższą chwilę by delektować się słoneczną pogodą, pięknym, dzikim otoczeniem i zapasami z plecaków. Było błogo.

Potem już zwróciliśmy kroki w stronę drogi i przystanku autobusowego, by wrócić do Chrzanowa. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że także zwiedzanie najbliższej okolicy może być ciekawe, kształcące i bardzo przyjemne.

KP.

Orawa 17.03.2024.

Niezbyt często odwiedzamy Orawę, chętnie skorzystaliśmy więc z propozycji Małgosi i przygotowanego przez nią programu. Liczba zapisanych na tę imprezę chętnych nie była oszałamiająca, ale i niezbyt mała. Taka – w sam raz (34 + Małgosia). Pierwszym punktem programu krajoznawczego było Muzeum – Orawski Park Etnograficzny w Zubrzycy Górnej. Kto odwiedził go ostatnio kilka lat temu – został zaskoczony znacznym powiększeniem terenu i liczby obiektów. Po skansenie prowadził nas miejscowy przewodnik interesująco opowiadając o jego historii, poszczególnych obiektach a także o Orawie – jej historii folklorze, tradycjach.  Warto tu spędzić pół dnia, by spokojnie zapoznać się z wszystkimi obiektami – bardzo różnorodnymi i oryginalnymi. My aż tyle czasu nie mieliśmy, najdalsze fragmenty muzeum zostawiliśmy sobie na następną wizytę.

A trochę się spieszyliśmy, bo byliśmy umówieni w kolejnym obiekcie stanowiącym dumę Orawy – kościele św Jana Chrzciciela w Orawce. Zanim do niego podeszliśmy spojrzeliśmy jeszcze na budynek dawnej farbiarni – również ciekawy. Ale jednak kościół jest tu najważniejszy. Po obejrzeniu i sfotografowaniu go z zewnątrz nadszedł czas na zachwycenie się wnętrzem. A jest się czym zachwycić: bogaty zestaw malowideł ściennych jest unikatowy. Największe z nich opowiadają historię patrona świątyni, nieco mniejsze pokazują portrety świętych i władców związanych z Węgrami, na chórze wymalowany jest cykl prezentujący grzeszących przeciw każdemu z dziesięciorga przykazań. Dodając do tego barokowe ołtarze, ambonę i organy otrzymuje się jedyne w swoim rodzaju wnętrze. A my mieliśmy dodatkowo rzadką możliwość podziwiania wywieszanych tylko przez kilka dni w roku kurtyn wielkopostnych i zajrzenia za ołtarz główny – do kaplicy przedpogrzebowej. O wszystkim tym opowiedziała nam bardzo kompetentna miejscowa przewodniczka.

Po opuszczeniu kościoła przejechaliśmy do Bukowiny – Osiedla by choć trochę pochodzić po górach. Wyszliśmy stąd najpierw na Żeleźnicę (912 mnpm) a potem na Bukowiński Wierch (940 mnpm), skąd rozciągał się wspaniały widok, między innymi na Tatry. Pogoda dopisała, niewielkie podejścia na jeden i drugi szczyt nie były zbyt męczące nawet dla tych uczestników, którzy preferowali krajoznawstwo.

Potem skierowaliśmy się już w stronę Chrzanowa ale jeszcze po drodze zatrzymaliśmy się tuż za Jordanowem przy karczmie, gdzie sprawnie i smacznie mogliśmy coś zjeść i wypić dla wzmocnienia ciała.

I w ten sposób wyczerpaliśmy program wycieczki – urozmaicony, ciekawy, świetnie zrealizowany przez Małgosię. Do domu wróciliśmy bardzo zadowoleni umawiając się już na następne wyprawy.

KP.

Babia Góra na Dzień Kobiet 10.03.2024.

22 wyprawa zimowa na Babią Górę z okazji Dnia Kobiet znów zgromadziła sporą liczbę uczestników płci obojga. Na początku, tuż po wyjeździe z Chrzanowa, Waldek złożył Kobietom życzenia i poczęstował słodkościami.

Gdy dotarliśmy na Przełęcz Lipnicką ruszyliśmy tradycyjną trasą w kierunku Diablaka. Ale, oczywiście, musiało to potrwać. Ścieżka była pokryta udeptanym śniegiem, warto więc było założyć raczki. Na dość stromym podejściu do Sokolicy pokazało się na co kogo stać: byli szybcy i byli wolniejsi, grupa rozciągnęła się. Na Sokolicy wszyscy zatrzymali się na chwilę, by odetchnąć i spojrzeć na rozpościerające się stąd widoki. Kiedy ruszyliśmy dalej, wkrótce wyszliśmy ponad górną granicę lasu i dmuchnął w nas wiatr. Jednak warto było przystanąć na moment, żeby podziwiać rysujące się na horyzoncie Tatry a bliżej – Zalew Orawski.

Wraz ze wzrostem wysokości wzmagał się wiatr i zagęszczała się mgła – wchodziliśmy w chmurę, którą widzieliśmy dojeżdżając do Babiej. W rejonie Gówniaka wiatr był już silny a otaczająca nas chmura niemal zupełnie zasłoniła widoki. No cóż – wiedzieliśmy, że zimą na Babiej tak bywa. A pamiętamy jeszcze gorsze warunki. Tym razem przynajmniej widoczne było bliskie otoczenie, tak, że nie było problemu z odnalezieniem drogi a wiatr nie niósł ze sobą śniegu i lodowych igiełek.

W każdym razie, kiedy dotarliśmy na szczyt, nie rozsiadaliśmy się zbytnio. Krótka chwila na szybką kanapkę, dwa łyki herbaty, dwa zdjęcia i zbieramy się do zejścia. Ciągle smagał nas wiatr i trzeba było uważać na ośnieżonych głazach. Potem, im niżej, tym było spokojniej. Ciekawszy docinek zaczął się od Brony. Tu, na stromym zejściu, jak zwykle o tej porze roku był wydeptany śnieg utrudniający zejście i była wyjeżdżona rynna. I warto było z niej skorzystać, bo umożliwiała bezpieczne i szybkie pokonanie tego odcinka.

Tak czy inaczej wszyscy bezpiecznie dotarli do schroniska PTTK na Markowych Szczawinach. Było tu sporo turystów ale obiekt obecnie jest dość duży, więc każdy mógł znaleźć miejsce przy stole i spokojnie posilić się i uzupełnić płyny.

A o wyznaczonej przez Waldka porze zebraliśmy się wszyscy, by zejść do Podryżowanej. Tu śnieg był tylko na odcinku bezpośrednio poniżej schroniska, dalej szło się już wygodnie po suchej drodze.

Do Chrzanowa powróciliśmy dość wcześnie – zwykle spędzamy znacznie więcej czasu na szczycie, ale tym razem wiatr nas z niego zdmuchnął. Jednak wszyscy byli bardzo zadowoleni ze zdobycia Królowej Beskidów w trudnych, zimowych warunkach.

KP.

Kraków 25.02.2024.

Od pewnego czasu podczas wycieczek do Krakowa słyszałem postulat, żeby odwiedzić Muzeum Lotnictwa w Krakowie. No to przygotowałem program wycieczki uwzględniający zwiedzenie tego obiektu. Ale, oczywiście, trzeba było program wzbogacić. Dość dawno nie byliśmy w Nowej Hucie a Muzeum Nowej Huty – jeszcze nigdy, uznałem też, że warto odwiedzić Arkę Pana i tak powstał urozmaicony, nie przeładowany program wycieczki.

Zaczęliśmy od Muzeum Lotnictwa Polskiego. To bardzo ciekawy obiekt, działający na terenie od ponad stu lat użytkowanym dla potrzeb lotnictwa (nadal jest tu oficjalnie zatwierdzone lotnisko), gromadzący i udostępniający unikatowe zabytki techniki lotniczej i nie tylko (na przykład środki obrony przeciwlotniczej) oraz pamiątki po wybitnych pilotach. Bardzo kompetentny miejscowy przewodnik oprowadził nas po budynkach i otwartym terenie ciekawie opowiadając o bogatej i chlubnej historii polskich skrzydeł wraz z szerokim kontekstem międzynarodowym. Po zakończeniu zwiedzania mieliśmy tu jeszcze czas na kawę.

Po wyjściu z MLP przejechaliśmy do centrum Nowej Huty by zwiedzić oddział Muzeum Krakowa – Muzeum Nowej Huty. W budynku dawnego kina Światowid funkcjonuje muzeum prezentujące dzieje tej dzielnicy. Najciekawsza jest ekspozycja zlokalizowana w schronie przeciwlotniczym pod budynkiem kina. Tu rozpoczęliśmy zwiedzanie ekspozycji „Atomowa groza – schrony w Nowej Hucie”. Prezentowane jest tu autentyczne wyposażenie jednego z ponad 200 schronów istniejących w czasie Zimnej Wojny pod Nowa Hutą. Miejscowy przewodnik opowiedział o powstaniu Nowej Huty, uwarunkowaniach historycznych, które doprowadziły do powstania tak rozległej sieci schronów, zasadach korzystania z nich w przypadku zagrożenia. W dalszym ciągu narracji przeszliśmy na Osiedle Szkolne do innego schronu znajdującego się w podziemiach Technikum Mechanicznego. Tu mieliśmy okazję poznać kolejne urządzenia umożliwiające przetrwanie w schronie a także dowiedzieć się więcej o schronach w różnych miejscach na świecie. Przy tej okazji nasunęła mi się refleksja, że po kilkudziesięciu latach wydawało by się, zagwarantowanego pokoju, kiedy budowanie schronów mogło wyglądać na efekt paranoi, znów zaczynamy myśleć o możliwych zagrożeniach.

Ostatnim punktem naszego programu był kościół Matki Bożej Królowej Polski znany jako Arka Pana. Ten pierwszy nowy kościół powstały na terenie dużej już wtedy Nowej Huty zajmuje znaczące miejsce w historii tej dzielnicy. Walka wiernych prowadzonych przez księdza Józefa Gorzelanego i wspieranych przez ówczesnego metropolitę krakowskiego Kardynała Karola Wojtyłę doprowadziła do powstania tej świątyni mimo oporu władzy ludowej. Bryła świątyni i jego wyposażenie są pełne symboli patriotycznych i potwierdzających przywiązanie nowohucian do religii.

Po nawiedzeniu kościoła zebraliśmy się do powrotu. Znów zobaczyliśmy w Krakowie – tak wszystkim, wydawało by się znanym – coś nowego i ciekawego.

KP.

Bal Turystów 09.02.2024.

Miniony rok był bardzo pomyślny dla chrzanowskiego Oddziału PTTK. Zorganizowaliśmy kilkadziesiąt ciekawych wycieczek, nasi członkowie i sympatycy chętnie brali w nich udział, daliśmy wielu osobom mnóstwo radości i – na koniec, choć niemniej ważne – osiągnęliśmy niezły wynik finansowy. Była więc okazja do świętowania. A po za tym – jest karnawał !

Tak więc, aby razem cieszyć się z sukcesu zorganizowaliśmy kolejny Bal Turystów. Zarezerwowaliśmy termin w ulubionej restauracji, zaprosiliśmy chętnych i nadszedł czas radości i zabawy. Na początek Jurek przedstawił serię zdjęć z dawnych i nieco bliższych czasów z nutką humoru nawiązujących do naszych turystycznych przygód. Potem było losowanie Nagrody Prezesa (bonu upoważniającego do udziału 2 osób w wycieczce na Krokusy) – szczęśliwą zwyciężczynią została Ewa. Był toast za pomyślność turystyki w nowym roku, posiłek (jak zawsze w tym lokalu – smaczny) i wreszcie były tańce, hulanki, swawola … Nawet Senior Zdzich ruszył w tany z Lucynką! Pogratulować kondycji !

Do dnia, chłopcy, do dnia, do dnia białego … Niestety mieliśmy rezerwację tylko do północy. Kiedy nadeszła ta pora trzeba było się zbierać do domu. Trochę mi żal … Ale życie idzie na przód, wkrótce spotkamy się na kolejnych wycieczkach i przy innych okazjach. I znów będzie miło i przyjemnie bo przecież jesteśmy Towarzystwem ! KP.

Spacer szlakiem historii Chrzanowa 20.01.2024.

Na kolejny spacer pod wodzą Jurka – tym razem szlakiem historii Chrzanowa – przed biurem Oddziału PTTK zebrało się 16 osób. Pierwsze kroki skierowaliśmy na Rynek, gdzie Jurek opowiedział o początkach miasta. Potem, na dawnym Placu Estery przypomniał historię osiedlenia żydów w Chrzanowie i istniejącą tu niegdyś synagogę a pod Pomnikiem Zwycięstwa i Wolności wydarzenia, które upamiętnia ten obelisk. Urozmaiceniem były wspomnienia uczestników spaceru związane z budową i odsłonięciem monumentu.

Następnym punktem na naszej trasie był kościół św Mikołaja, gdzie, oprócz jego historii poznaliśmy także fakty związane ze Służebnicą Bożą Janiną Woynarowską. Po przejściu ulicą Mickiewicza zatrzymaliśmy się przed budynkiem Muzeum im. Ireny i Mieczysława Mazarakich, gdzie prowadzący opowiedział o historii tej instytucji i jej patronach – inicjatorach powstania.

Przystanek przed Domem Urbańczyka był następną okazją do opowieści o różnorodnej działalności Muzeum. Przy okazji dowiedzieliśmy się także co-nieco o Alei Henryka, historii jej powstania. Jeszcze raz wspomniany został Henryk Loewenfeld, który przekazał grunt pod Aleję.

Nieco dalej – przed budynkiem Towarzystwa Zaliczkowego – usłyszeliśmy o Adamie hr. Starzeńskim, który był przez pewien czas dyrektorem tej instytucji a oprócz tego człowiekiem o wielostronnych zainteresowaniach i talentach, pamiętanym, między innymi, jako twórca rezerwatów przyrody w swoich dobrach oraz zapalony kolekcjoner okazów flory i fauny afrykańskiej.

Przed Białym Dworkiem (Al. Henryka 24), gdzie przez lata mieszkała Janina Woynarowska Jurek jeszcze raz wspomniał jej losy a potem funkcjonującą w tym miejscu przez lata popularną cukiernię Kozery i jednego z jej pracowników, który później sam rozwinął na szeroką skalę produkcję cukierniczą znanego jako Ptyś.

Przed budynkiem SP 3 była okazja do wspomnień o początkach edukacji w Chrzanowie a kilka kroków dalej o klubie młodzieżowym Szkrab, którego jednym z założycieli i przez pewien czas kierownikiem był Jurek.

Po przejściu pod Dwoma Mostami zatrzymaliśmy się przed bramą Kierkowa (tak lokalnie nazywamy kirkut, czyli cmentarz żydowski). Tu należało, oczywiście, opowiedzieć o jego historii, o znamienitym rodzie Halberstamów, którego liczni przedstawiciele spoczywają w ohelu na cmentarzu. Tuż za murem Kierkowa odwiedziliśmy odnowiony niedawno cmentarz z I Wojny Światowej nr 445.

Potem, na ulicy Świętokrzyskiej Jurek wspomniał nieistniejący dziś kościół św Krzyża, od którego ulica wzięła swoją nazwę a dalej upamiętnioną obeliskiem egzekucję rodziny żydowskiej oskarżonej przez hitlerowców o nielegalny wypiek chleba.

Jeszcze kilka słów na ulicy 3 Maja o dawnej jatce koszernej i wkrótce docieramy znów na ulicę 29. Listopada, gdzie funkcjonuje biuro Oddziału PTTK. Prezes pokazał gest i zaprosił uczestników spaceru na kawę, herbatę i coś słodkiego. Przy poczęstunku była okazja do wspomnień o naszej indywidualnej historii Chrzanowa. Warto było wybrać się dziś na ten spacer. A będą następne !

KP.

Bochnia 14.01.2024.

Lata lecą, kadra nam się starzeje, postanowiliśmy więc zaprosić do współpracy młodych adeptów fachu pilotarskiego wraz z ich pomysłami na organizację wycieczek. Na początek w tym roku zaprezentował się Kacper z propozycją wycieczki do Bochni.

Kopalnie soli jest atrakcją na skalę światową, więc propozycja, uzupełniona o zwiedzenie bazyliki św Mikołaja i cmentarza żydowskiego, spotkała się z zainteresowaniem.

Zaczęliśmy od kopalni. Nasza, dość spora grupa, została podzielona na dwie podgrupy, by zgodnie z panującymi w kopalni zasadami zapewnić bezpieczeństwo i prawidłowy przekaz przewodnicki. Zjechaliśmy windą do podziemi, kawałek przeszliśmy, większy kawałek przejechaliśmy kolejką i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Przejście przez korytarze i komory z ciekawymi opowieściami przewodniczki, urozmaicone prezentacjami multimedialnymi jest interesujące i kształcące. Trasa doprowadza do dużej komory, w której można odpocząć, zjeść coś i wypić, kupić pamiątki, skorzystać z toalety, pograć w piłkę, piłkarzyki a nawet przenocować (kiedy się zarezerwuje taką wersję). Widać tu dbałość o klienta. Możliwe są także bogatsze wersje zwiedzania, niektóre wymagające sprawności i pewnego wysiłku. Ale nam to, co zobaczyliśmy, w zupełności wystarczyło.

Po wyjeździe na powierzchnię przejechaliśmy autokarem w pobliże parku miejskiego, skąd już niedaleko do bazyliki św Mikołaja. Świątynia ta, wybudowana w połowie XV w. na miejscu wcześniejszej, która spłonęła, o bryle gotyckiej i barokowym wnętrzu jest chlubą Bochni. Wystój kaplicy św Kingi został zaprojektowany przez Jana Matejkę w latach 80 XIX w.

Z kościoła przeszliśmy na bocheński Rynek i tu rozproszyliśmy się, by skorzystać z usług któregoś z lokali gastronomicznych.

Po przerwie przeszliśmy na wzgórze Krzęczków, gdzie przed bramą kirkutu oczekiwała nas już przewodniczka z Muzeum w Bochni, by oprowadzić nas po cmentarzu. Wiedząc, że przybywamy z Chrzanowa przygotowała specjalnie opowieść o spoczywających na cmentarzu osobach związanych z naszym miastem. Najważniejszą z nich jest Aszer Majer Halberstam – wielce zasłużony dla kahału w Bochni rabin, którego dziadek, ojciec, stryjowie i kuzyni żyli i działali w Chrzanowie a pochowani są w ohelu rodziny Halberstamów na chrzanowskim Kierkowie. Związków personalnych między Chrzanowem a Bochnią podała nam przewodniczka więcej. Zatrzymaliśmy się także przed grobami żołnierzy pochodzenia żydowskiego walczących w I Wojnie Światowej. Cmentarz wojenny nr 313 jest zlokalizowany na terenie kirkutu. Na koniec przystanęliśmy przy miejscu upamiętnienia ofiar Holokaustu pochodzących z Bochni i okolic.

I to był już ostatni punkt programu tej wycieczki, pozostało nam tylko przejść na parking, gdzie podjechał nasz autokar i wrócić do Chrzanowa.

To była ciekawa wycieczka, dobrze przygotowana i poprowadzona przez Kacpra.

KP.

Morskie Oko ? 07.01.2024.

Zwykle na początku stycznia wyjeżdżamy w Tatry, by pójść nad Morskie Oko. Tak było i w tym roku. Pełni entuzjazmu wyjechaliśmy z Chrzanowa oczekując pięknego dnia nad najpopularniejszym tatrzańskim stawem. Niestety nie było nam to dane (z niewielkim wyjątkiem). Wszystko szło dobrze przez zdecydowaną większość trasy, aż krótko przed rondem na Wierchu Porońcu Jurek zatrzymał autokar i stwierdził, że ze względu na awarię, nie może nas dowieźć do celu. Byliśmy w takim miejscu, gdzie pozostała nam tylko jedna możliwość: przejście na Rusinową Polanę i wejście na Gęsią Szyję. Taką właśnie propozycję przedstawił prowadzący w tym dniu Adam. No to poszliśmy za nim. Dwie zdeterminowane uczestniczki postanowiły pójść jednak do Palenicy Białczańskiej i dalej do Morskiego Oka (to ten niewielki wyjątek). I zrealizowały ten plan.

Pozostali doszli dość szybko na Rusinową Polanę. Tu zwykle warto się zatrzymać, by podziwiać rewelacyjne widoki roztaczające się z tego miejsca. My też się zatrzymaliśmy, jednak widoków nie było – góry otulały chmury. Pocieszaliśmy się tylko, że na drodze do Morskiego Oka i nad nim też nic nie widać. Po chwili większość ruszyła za Adamem w kierunku szczytu Gęsiej Szyi a pozostali – w kierunku kaplicy Matki Bożej Jaworzyńskiej na Wiktorówkach. Tu można było odwiedzić symboliczny cmentarz z tablicami upamiętniającymi ofiary gór, uczestniczyć we mszy świętej, ogrzać się i napić herbaty w sali pod kaplicą. Kiedy zdobywcy Gęsiej Szyi (ze szczytu również prawie nic nie widzieli) dotarli do kaplicy mieli także czas na herbatę i odpoczynek.

I wreszcie rozpoczęliśmy zejście do Zazadniej. Otrzymaliśmy już informację od Jurka, że po wielu trudach naprawił usterkę i może po nas podjechać. Po zejściu do drogi poczekaliśmy chwilę i wkrótce zajęliśmy miejsca w autokarze. Powrót do Chrzanowa odbył się bez przygód.

Wycieczka nie przebiegła zgodnie z programem, ale i tak, według mnie, była udana. Zawsze warto wybrać się w góry a zatłoczona droga do Morskiego Oka nie jest atrakcyjniejsza od dojścia na Gęsią Szyję.

KP.

Powitanie Nowego Roku – Potrójna 01.01.2024.

Od kilkunastu lat już witamy Nowy Rok w górach. W tym roku wybraliśmy się na Potrójną. Zanim jednak tam trafiliśmy musieliśmy dojechać do Przełęczy Kocierskiej i podczas tej drogi pogoda nie nastrajała nas optymistycznie – ciągle padał deszcz. Na szczęście nieco wyżej deszcz zamienił się w śnieg i po wyjściu z busa na przełęczy mogliśmy cieszyć oczy wspaniale ośnieżonym lasem. No i znacznie przyjemniej idzie się w pruszącym śniegu niż w deszczu.

Droga z Przełęczy Kocierskiej na Potrójną jest niezbyt długa i bez większych podejść – w sam raz na przedpołudnie po balu Sylwestrowym. Nie ma tam też polan, z których można by podziwiać rozlegle widoki – no i dobrze, bo i tak chmury okrywały wszystko. Na szczycie Potrójnej (884) przystanęliśmy na krótką chwilę, by zrobić kilka zdjęć – naszej grupy, bo otoczenia nie było widać. Stąd już tylko kilka kroków pozostało do Chaty na Potrójnej. To sympatyczne prywatne schronisko, w którym można ogrzać się, wypić coś ciepłego, zjeść a nawet przenocować. Ale my ograniczyliśmy się do kawy, herbaty lub kakao i miejscowych, znakomitych drożdżówek. No i był toast za pomyślność w Nowym Roku.

Posiedzieliśmy tam dłuższą chwilę, było miło w cieple i w sympatycznym towarzystwie starych znajomych z turystycznych szlaków. I to jest chyba najważniejsze w tym naszym wędrowaniu po okolicach bliskich i dalszych: wspaniałe towarzystwo.

Powrót tą samą drogą znów pozwolił na przewentylowanie płuc świeżym, górskim powietrzem. Do domu wróciliśmy odświeżeni, w świetnych humorach i z nadzieją na wiele ciekawych wypraw w Nowym Roku 2024.

KP.